Gdy usłyszałem ten tekst ,który był skierowany z ust Adama w
stronę Ryden była to jedna z nielicznych chwil ,gdy na mej twarzy
pojawił się uśmiech. Tak prawdę mówiąc jak na komedię ,to
mało było ,nie tyle scen co dialogów takich, aby choć trochę się
pośmiać. Bardzo leciutko i bez polotu. Tak obyczajowo.
Postać odtwórczyni głównej roli ,była przez większą część filmu
ukazana zbyt egoistycznie. Za bardzo była przejęta swoją
przyszłością o której myślała, a z drugiej strony miało się
wrażenie ,iż tak na prawdę to nie wie czego chce od życia.
Wkurzyła mnie gdy (niby) zapomniała o występie swojego
chłopaka, dla którego, jej przybycie było akurat ważne. Nie wiem,
ale to takie nie trzymające się kupy i porozdzierane. To tylko moje
odczucia. Keaton też grał dziwacznego ojca , matka Ryden swą
osobą i takim zgorzkniałym wyrazem twarzy, to, aż drażniła widza.
Ogólnie to bardzo średniacko. Wystawię tylko 5 za to ,że obyło się
bez niepotrzebnych wulgaryzmów, modnych tak w amerykańskich
komedyjkach młodzieżowych, za wielkie i urocze oczy Alexis
Bledel, za rodzinne momenty oraz dwie piosenki. Tą ,którą
wykonywał Adam i drugą gdy ''leciała'' w momencie wyjazdu
dziewczyny z domu. Tyle. Szczerze to nie wiem czy jest sens ten
film komukolwiek polecać.
pozdrawiam
Weryfikuję oceny i ten film znalazł się na mojej drodze do zaniżania o punkcik. No niestety okazuje się ,że te ''atuty'', które gdzieś w nim dostrzegłem ,mogą wystarczyć zaledwie na 4.
Gdy pomyślę, że za rok kończę studia...
Wątków komediowych parę było (prymitywnych co prawda, ale zawsze to coś): akcja z różową trumną, pogrzeb kota, czy choćby "-Gdzie jest Ryden?- Składa kondolencje".
Plus za historię miłosną, która miała jakieś podstawy...umówmy się, miłość od pierwszego wejrzenia czy ślub po 3 dniach znajomości raczej szans przetrwania nie mają, a to nam oferuje większość tego typu produkcji. Ostatnim filmem widzianym przeze mnie, w którym miłość jakoś się rozwijała był "Jeden dzień".
Co do kreacji Jane Lynch- właśnie za jej dowcip ukryty pod zgorzkniałym wyrazem twarzy ją uwielbiam ;)
Dla mnie opuszczenie koncertu Adama przez Ryden to był na siłę wymuszony dramatyzm. Po prostu musieli mieć jakiś punkt zwrotny w historii, coby "dziołcha" przejrzała na oczy. Schematyczne. Adam czekający przed domem- kolejna typowa scena, a potem to już w ogóle można sobie darować (jeśli spodziewamy się, że nas czymś zaskoczą ).
Film generalnie do obejrzenia, odhaczenia na liście i pójścia dalej ;)
I na ile w końcu oceniłaś, bo nie widzę oceny? W sumie to w ogóle nie widzę Twoich ocen Tajemnicza Pani :)
Dałam aż 6 :P z tego względu, że za filmy, które nie mają u mnie szans na chociaż 4 się nie zabieram....choć przyznaję, że parę razy się już nadziałam, bo zmylił mnie opis czy recenzja.
Tak wysoko właśnie za Jane Lynch, miłość na podstawie przyjaźni i nadzieję, że jak już skończę te moje studia to praca w zawodzie się znajdzie :P