Towarzyszymy Lydii Tar od pierwszego kadru do ostatniego. Poznajemy ją w mało różnorodnych sytuacjach, bo całe jej życie koncentruje się wokół muzyki i siebie samej. Inni ludzie są tylko dodatkiem do tego, co dla niej najważniejsze, chociaż doskonale widzimy skutki jej działań dla otoczenia. Reżyser daje nam tylko urywki, nie zagłębia się w dokładne opowiadanie wydarzeń. Sami je sobie opowiadamy i to wystarczy. Nie wyjaśnia, nie ocenia. To też zostawia widzowi. To taki film, po którym każdy będzie miał własna interpretację zdarzeń i samej bohaterki.
Cate Blanchett zagrała hipnotyzująco.
Oczywiście, to jedna możliwa interpretacja. Dla mnie to taki obraz kondycji #MeToo. W filmie ani przez chwilę nie przedstawiono widzowi niezbitego dowodu „winy” Lydii, wszystko jest w sferze domniemań, dodatkowo przez pryzmat wizji/snów bohaterki. Lydia jest arogancka, chłodna, pewna siebie, zdyscyplinowana i dobra w swoim fachu, do wszystkiego doszła sama. Łatwo jest taką osobę znienawidzić, tym łatwiej ją osądzić.
Jak łatwo było przecież publice zlinczować Kevina Spacey uchodzącego w środowisku za trudnego, bez najmniejszych dowodów opinia publiczna osądziła go winnym molestowania i w zasadzie wszystkiego złego, na podstawie refleksji jakiegoś kolesia po 30 latach. Deppa, którego wszyscy kochamy, nie osądzamy już tak chętnie, a dowody na jego tendencje do agresji są przytłaczające… o ile łatwiej było nam uznać Rose McGowan za ofiarę, a Amber Heart za oportunistyczną ździrę… Dlatego do pewnego czasu w sądach kierowano się (o dziwo!) dowodami, teraz kierujemy się wyciem #MeToo, emocjami, pomówieniami i ilością lajków na fejsie.
Dla mnie Tár jest w dużej mierze właśnie o tym. Tutaj prawda tak de facto od początku filmu nie jest istotna. Istotne jest to jak łatwo można zniszczyć karierę drugiego człowieka jedynie plotkami i pomówieniami. Nie pasuje do reszty, jest bezwzględna, brutalnie szczera, jej interakcje z ludźmi są kontrowersyjne, decyzje moralnie wątpliwe, do tego odnosi sukcesy - dlatego jest winna.
I to, co napisałeś jest jedną z interpretacji. Ale tylko interpretacji. I to jest wartość filmu, że pozostawia nam wolną przestrzeń do własnych przemyśleń.
Ciekawe przemyślenia, aczkolwiek a propos Deppa się akurat nie zgadzam - jakichkolwiek namacalnych i przekonujących dowodów jego agresji świat dotąd nie zobaczył.
chciałem dodać nowy temat, ale wszystko co miałem napisać, napisałeś ty. 100% racji, pozdrawiam.
Z wniosku do sądu w LA o zatwierdzenie orzeczenia sądu arbitrażowego: "MRC concluded that Spacey had breached provisions of both the Acting and Executive Producing Agreements that set standards for his workplace conduct, including by breaching MRC’s Harassment Policy. (...) Arbitrator’s 46-page, single-spaced award carefully analyzed the extensive evidence in the record, focusing on the sworn testimony of several crew members from House of Cards. With one exception, the Arbitrator found the third party witnesses to be credible, and found the allegations against Spacey to be true." Na pewno więc są mocne podstawy do takiej a nie innej oceny Spacy'ego, nie tylko "refleksje jakiegoś kolesia po 30 latach".
Wypraszam sobie. Ja Deppa nie kocham. A wręcz nie znoszę. Aktorsko zapowiadał się nieźle dopóki nie zagrał pirata. Prywatne życie typa w ogóle mnie nie interesuje. A jesli już chcemy uruchomić opcję bomby atomowej to podam nasze nazwisko - Roman Polański.
" jej interakcje z ludźmi są kontrowersyjne, decyzje moralnie wątpliwe" No właśnie - pogrywanie ludźmi, jakie widzimy w filmie, wystarczy, żeby ją ocenić, nawet jeśli odrzucimy nieudowodnione pomówienia o molestowanie.
Coś tam Ci się przypomniało, coś, o czymś mniej więcej słyszałeś dodałeś do tego, co gdzieś tam przeczytałeś, to wszystko wymieszałeś, by opatrzyć etykietką #metoo, która rzeczywiście zaczyna zjadać własne dzieci.
Wychodzi na to, że mało wiesz, a jeszcze mniej chce Ci się o czymś nowym (co, być może nie pasuje do Twojej z góry założonej tezy) dowiadywać. Przeciw Spacey'owi zeznawało kilkadziesiąt osób, z kilku krajów (w tym przedstawiciel norweskiej rodziny królewskiej, któremu akurat na rozgłosie tego typu 'chyba' nie zależało). To nie jedynie wspomnienia Rappa z szalonych lat 80-tych. Bez odbioru.
Osobowość narcystyczna? No nie wiem, ona jest zbyt emocjonalna, zwłaszcza pod koniec filmu widać, że więcej przeżywa niż kalkuluje, w relacjach z innymi bywa tą stroną, która bardziej się stara - może to jest manipulacyjne, uwodzące, ale nie czuć tego.
Kondycja MeToo? Też chyba nie. Nie widzimy, żeby Lidii łatwo zniszczono karierę. Widzimy za to, że nadużywa swojej pozycji, przekraczając granice - lekko, niewyraźnie, ale przekraczając je.
Jeszcze co do Johnny'ego Deppa, to wiemy powszechnie, że ma skłonności do używek. A również powszechnie wiadomo, że jak ktoś ma nawyk się upijać i ćpać, to wielce prawdopodobne, że zachowuje się wtedy agresywnie. Facet miał dość samokontroli, żeby się tak nie zachowywać przy dzieciach i przyjaciołach, którzy go teraz bronią, ale to nie znaczy, że nigdy nikomu nie zrobił krzywdy.
Narcyzm nie wyklucza emocjonalności. Ale tylko związanego ze sobą. Nie odczuwa empatii wobec innych, natomiast bardzo charakterystyczne jest bardzo silne przeżywanie swoich własnych emocji (zazdrość, arogancja, oczekiwanie wyjątkowego traktowania i złość, oburzenie, poczucie niesprawiedliwości, gdy tak się nie dzieje).
Cenna uwaga, faktycznie. I też teraz dochodzę do wniosku, że bohaterka emocjonalna była raczej w samotności, a przy innych ludziach zawsze odgrywała jakąś rolę, przedstawiała jakieś emocje.
Odczuwa empatię wobec dziewczynki. Och te szufladki, jak nam to pięknie porządkuje świat.
Nie odczuwa wobec niej empatii, traktuje ją jako swoje narcystyczna przedłużenie. I tu też widać, że jak ktoś wkracza na "jej" teren, nie patyczkuje się i jest w stanie zgnoić nawet szkolną koleżankę z pozycji "uważaj, z kim pogrywasz".
Ta szkolna koleżanka empatią nie wykazała się wobec jej córki ale zgadzam się, żę było to zbyt mocno powiedziane. Dla mnie ta postać nie jest jednorodna ale czy sam narcyzm jest? Chyba się po prostu nie zgodzimy Lady.
Dziewczynka, owszem, była wredna, ale wciąż: to tylko dziecko. Z dzieckiem chyba nie idzie się w trybie "oko za oko...". Narcyz realizuje cel, nie patrząc na takie "niuanse", tylko usuwa wrogów/przeszkody. Tak to widzę, oczywiście, że nie musimy się zgadzać, choć może aż tak bardzo polemicznie tego nie odczytujemy. Narcyzm z pewnością nie jest jednorodny. Ta postać też jest głębsza niż jej ewentualna psychopatologia. Po prostu w tym wypadku dynamika kolejnych działań i decyzji jest niczym z podręcznika, choć oczywiście to tylko część obrazu.
Przeczy temu wiele scen. M. in. ta w której w parku słychać krzyk kobiety. Lydia jest tym strasznie przejęta. Po drugie więź z córką. Jeśli chodzi o romanse to Lydia jest stroną równorzędną, łatwo się zakochuje, kieruje nią żądza i przynosi katastrofę (zejście w czeluści budynku, upadek). Negatywny odbiór Lydii może wynikać z tego jak rozprawia się z tym niebinarnym studentem wyzywającym ją od cisów.
Ja bym tu nie przyklejała łatki zaburzeń osobowości narcystycznej. Po pierwsze, już się odchodzi od stawiania takich diagnoz (w ICD-11 jest już tylko podział na łagodne, średnie i silne zaburzenia osobowości plus podział na pewne cechy dominujące), po drugie widzimy tylko mały kawałek jej życia. Kilka sytuacji, kilka emocji. Po tym nie można wnioskować, że czyjaś osobowość jest zaburzona;) Jeśli już chcemy patrzeć na jej zdrowie psychiczne to widać trudności z lękiem, tiki i nadwrażliwość na dźwięki. Na pytanie dlaczego jest zimna i brak jej empatii nie da się odpowiedzieć bez dużo bliższego poznania jej życia.
Masz rację, weszła w życie zmiana w klasyfikacji chorób. Tylko zwróć uwagę, że nie piszę o "zaburzeniach" tylko o cechach osobowości narcystycznej. W życiu oczywiście nie powinno się tak łatwo przypinać łatek, potrzebna jest wnikliwa diagnoza. Pojawia się również taka kategoria jak "trudność osobowościowa" i bardziej bym szła w tę stronę.
Był jeden moment, w którym bohaterka odczuwała empatię, kiedy słyszała krzyk i później nie umiała zasnąć. Nie przypominam sobie innych takich momentów i teraz po wszystkim nie wiem jak go interpretować.
Co do interpretacji z #metoo to wydaje mi się, że ten wątek jest za krótki w porównaniu z resztą filmu, by powiedzieć, że cały film był o tym, ale fakt, że nie pojawiły się żadne dowody i film nie mówi jasno czy zasłużyła sobie na wykluczenie czy nie. Mam wręcz wrażenie, że jednym z głównych celów filmu było pokazanie historii, która nie osądza, stąd różne zachowania bohaterki, jej postępowanie i w końcu dalsze losy, są różnie odbierane przez widzów. Dla każdego coś innego będzie odbierane za słuszne czy niewybaczalne, co też dużo mówi o samym widzu, o indywidualnym podejściu do prawnych spraw. Niezależnie od interpretacji bohaterkę spotyka wykluczenie, ale już osobistą kwestią pozostaje to czy jej współczujemy.
Osobowość narcystyczną to tutaj ma młoda rosyjska bodajże wiolonczelistka, Lydia jest po prostu sobą - i doskonale wie kim jest, genialna w tym co robi, co zna doskonale, inspirująca i nowatorska. Dla wszystkich tych, którzy "jej nie dorównują" wewnętrzną integracją - staje się kimś, kogo chcą wykluczyć, poniżyć, umniejszyć i oszukać... Dziecko zawsze mówi prawdę: "Jesteś najpiękniejszą osobą jaką znam".
Moim zdaniem dziecko mówi wtedy że ona wygląda lepiej jak się uśmiecha. Na pewno ten tekst został źle przetłumaczony na angielski i polski, ale nie złapałam czasownika
'Du siehst schöner aus, wenn du lächelst': to dokładnie powiedziała do niej Petra.
Żadne studium, a na pewno nie narcyzmu. Chyba że na jakimś bardzo płaskim, powierzchownym poziomie. Wiec to nadinterpretacja. Każda wybitna jednostka jest skupiona na sobie, jest egoistyczna w jakimś sensie i o tym jest każda biografia nie tylko wybitnych artystów, ale tez artystów i sportowców. Mało tego, bez takiej postawy nie zrobiliby swoich karier. To nawet przymus, o czym opowiedział świetnie Chazelle w Whiplash.
Ja to widzę niestety o wiele prościej. Klasyczny scenariusz. Bohater u szczytu, ujawnienie grzechów, upadek, źli ludzie ukarani, katharsis. Ten schemat znany od starożytności przepisujemy kolejny raz stosując współczesne tło. Można udziwniać, wykrzywiać ale to nadal ten sam schemat.
Jak dla mnie Cate znakomita, reszta aktorów nie przeszkadza, bardzo fajna warstwa muzyczna.
Dokładnie tak. Ten film przede wszystkim pokazuje narcystyczne zaburzenie osobowości, bez demonizowania go. Wątki krytyki kultury są poboczne.
Wszystko, tylko nie narcyz. Na pewno OCD (Lydia często jest pokazywana jak myje ręce), jakieś leki psychiatryczne, traumatyczna przeszłość w domu rodzinnym (dlatego Lydia tak nerwowo reaguje na krzyk kobiety), a przede wszystkim pokora wyrażająca się w ostatniej częsci filmu.
Jedno nie wyklucza drugiego. Może być osoba OCD i jednocześnie NPD. Osoba z NDP/OCD nie widzi potrzeby zmiany własnych zachowań, uważa raczej, że inni wokół niej powinni się zmienić, kontroluje ich, wymusza, okazuje złość, bywa przemocowa. OCD bez NPD nie daje takich efektów - raczej skłonna do poczucia winy, wstydu, przeprasza.
Ta dziewczyna, która popełniła samobójstwo wcale nie musiała być ofiarą, mogła być prześladowcą. Przejrzałam materiały o narcyzach. Narcyz to psychopata. Ted Bundy to jest narcyz. Osoba po przejściach ma deficyty, uzależnienia, ale do narcyzmu stąd bardzo daleko.
Nie każdy narcyz to psychopata. Są "narcyzi wrażliwi" (niska samoocena, lękowe reagowanie na jakąkolwiek krytykę) i "narcyzi wielkościowi - ci mają bardzo wysoką samoocenę (oczywiście nieadekwatną) i nie przyjmują krytyki, bo nie przyjmują, wypierają, skłonni do zachowań ryzykownych (mnie się wszystko uda)