Świetna gra Beana i Robertsa nie rekompensują nieco tkliwej historii, która kończy się w momencie, kiedy zaczyna się rozkręcać, tak jakby scenarzysta po drugim odcinku dowiedział się, że jednak został mu jeszcze tylko jeden odcinek, nie dwa. Ta historia zasługuje na nieco więcej niuansów bo świetnie się zaczyna, ale im dalej tym robi się coraz bardziej melodramatycznie, a perspektywa jest przecież obiecująca: klawisz, który ląduje w więziennej celi. Zamiast tego mamy przypowiastkę o nieuchronności kary i magii przebaczenia.
Inaczej wyszedłby z tego więzienny tasiemiec. Dla mnie świetnie i w najlepszym z możliwych momencie zakończona historia.
Swoją drogą nie wiem czy tylko dla mnie szują w tym filmie była również naczelniczka więzienia - wiedziała o sytuacji tego głównego klawisza a wyglądało jakby tylko czekała na okazję, żeby go udupić.
No przeniosła chlopaka, jak ten tylko o to poprosił, widać że też z żalem robiła ta rewizje osobista, rozumiała czemu tamten to zrobił. Klawisz właściwie nie miał innego wyboru, bo łatwo podejmować wybór jak dotyczy on ciebie, trudniej jak dotyczy on syna. Liczyłam jednak na to, że dowiemy się skąd mieli takie dobre info- że w jednym więzieniu dobrze, w drugim tez właściwie od razu się dowiedzieli.